Być w związku z Hiszpanem

O różnicach w kulturze hiszpańskiej i polskiej można by mówić godzinami. Od mentalności i sposobu życia, poprzez język, a kończąc na tradycjach i świętach. Jaki wpływ mają różnice te na związek Polki z Hiszpanem? Jak wygląda relacja między ludźmi z tak odległych krajów, a jak postrzegają ją inni? I czy taki związek jest na dłuższą metę w ogóle możliwy? 

W Hiszpanii zakochałam się lata temu, kiedy to pierwszy raz miałam okazję zwiedzić ten piękny kraj. Ale czy wtedy wiedziałam, że za kilkanaście lat sama będąc jego mieszkanką założę rodzinę z energicznym Katalończykiem? Powiadają, że miłość ponoć nie wybiera 😉

Czy różnice w rodzimych kulturach każdego z nas oraz sposób, w jaki zostaliśmy wychowani my sami mają wpływ na nasze codziennie życie? Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nigdy. Ktoś powie, że zależy to jedynie od typu osoby jaką jesteśmy i jest w tym dużo prawdy, ale uważam, że to kim jesteśmy w dużym stopniu bierze się z kultury w jakiej się wychowujemy.

Zacznę od błahostki, jaką są godziny oraz forma posiłków, a dokładnie kolacja. W Barcelonie kolację serwuje się o 21.30-22, a czasami i później. W Polsce większość ludzi ostatni syty posiłek spożywa między 18 a 20. Mój partner nie mógł przywyknąć do tego, że jem „tak wcześnie”, czy też do faktu, że w wielu warszawskich restauracjach nie sposób było dostać ciepłe danie po godzinie 22. Moja kolacja składa się zazwyczaj z kubka herbaty i zwykłej kanapki. Wolę nie opychać się na noc. Alberto przyzwyczajony jest do typowego tu pełnego talerza z wielkim kawałem mięsa, bagietką, czy frytkami i butelką wina na stole. Niby taka drobnostka, ale kolację często szykujemy po prostu osobno. Ja pozostałam przy swojej herbacie i kromce chleba. Wolę nie myśleć, jak wyglądałabym po paru tygodniach „hiszpańskiej diety”.

Urlop macierzyński to kolejna z różnic. Alberto przekonany był, że po 3-4 miesiącach zacznę pracować. Urlop macierzyński, bowiem trwa tutaj tak krótki okres czasu. Ja za to, opierając swoje poglądy na doświadczeniach wielu znanych mi mam, nie wyobrażałam sobie zostawić dziecka nie wcześniej niż po roku. Uwierzcie, że był on w niezłym szoku, kiedy dowiedział się, że wiele kobiet w Polsce ma prawo do tak długiego urlopu. Ostatecznie po wielu rozmowach doszliśmy do porozumienia i w tej kwestii.

W Hiszpanii spora część życia toczy się na zewnątrz. Barcelończycy dużo rzadziej zapraszają się wzajemnie do swoich domów. Wszelkie urodziny, imieniny, wesela, chrzty czy inne celebracje znajomych mojego partnera odbywają się w wynajmowanych lokalach. Ja przyzwyczajona jestem bardziej do tzw. „domówek”. Pamiętam, jak śmiał się Alberto, gdy kupę czasu temu mówiłam, że przed wyjściem wpadnie do nas paru znajomych na tzw. „bifora”. Tutaj owy „bifor” to zwykłe wyjście do baru i kupno paru drinków, a polewanie wódki do kieliszków jest niesłychaną nowością.

„Daj na luz” – słyszę czasami od Alberto. Zauważyłam, że do wszystkiego podchodzi on ze stoickim spokojem i z powszechnie znanym hiszpańskim luzem. Ja mam w zwyczaju stresować się i analizować każdy szczegół głupiej drobnostki. Widzę to, gdy czasami żartujemy na temat wychowania Alexa – kiedy pierwsze imprezy, kiedy pierwsze dziewczyny, co będzie a czego nie będzie mu wolno. Alberto kwituje wtedy jednym krótkim zdaniem „Ach ta wasza polska mentalność”. Mówi to oczywiście w formie żartu, a ja zastanawiam się na ile to polska mentalność, a na ile sposób wychowania, choć też w końcu polski.

Teraz trochę bardziej żartobliwie. Pamiętam twarz Alberto pod tytułem „Are you serious?”, kiedy powiedziałam mu, że w Polsce istnieje tradycja zwracania się do teściów Mamo i Tato. Z jego miny wywnioskowałam, że w Hiszpanii takiej tradycji nie ma (może gdzieś znajdzie się jakiś wyjątek, jak mówi). Innym zaskoczeniem było dla niego przyjmowanie nazwiska męża. Poczuł się wręcz dumny, gdy powiedziałam, że chcę przyjąć jego nazwisko, co dla mnie było zupełnie normalne. W Hiszpanii nie ma takiego zwyczaju. Rodzice Alberto mają dwa różne nazwiska.

Tradycje. Tutaj mogłabym rozpisać się o wszelkiego rodzaju świętach: Boże Narodzenie, Wielkanoc, innych ważnych dniach: wesela, Komunie Święte, chrzty. W Barcelonie tradycje znacząco różnią się od naszych polskich. Sęk w tym, aby znaleźć złoty środek. W naszym przypadku wygląda to tak, że albo łączymy tradycje z obu krajów albo wybieramy „po jakiemu” w tym roku obchodzimy, np. Wigilię, a co za tym idzie za rok robimy odwrotnie.

Jedną z cech nas różniących jest otwartość i bezpośredniość. Mówi się, że tacy są właśnie Hiszpanie, ale na pewno w dużym stopniu zależy też to od charakteru danej osoby. Zauważyłam jednak nieraz, że zarówno Alberto, jak i jego przyjaciele/znajomi/rodzina wyrażają swoje uczucia w bardzo bezpośredni sposób i te pozytywne, i te negatywne. Coś im się nie podoba? Zaraz mówią o tym głośno. Ktoś zrobił coś nie tak? Nie pozwól by o tym nie wiedział. Ja raczej jestem typem osoby, która czasami woli coś przemilczeć.

A jak widzą nasz związek inni? Często pytają, czy różnice kulturowe, różnice w wychowaniu, czy w stylu życia nie mają negatywnego wpływu na nasze codziennie życie. Mimo wszystkich przykładów, które podałam wyżej odpowiedź brzmi: nie. Są to błahostki, które w wirze codziennych spraw znikają niezauważone. Kompromis. To przepis na udany związek, i to nie tylko ludzi dwóch różnych nacji. Gdy nie zgadzamy się w czymś, co ma podłoże w kulturze któregoś z obu krajów, staramy się znaleźć rozwiązanie, które możliwe najmocniej zadowoli nas oboje.

Na sam koniec zostawiłam ulubione zdanie, zwłaszcza tych niepytanych i mało znających nas ludzi – Hiszpan? To na pewno musi być typowy latynoski lowelas. Bawi mnie to i przestałam zwyczajnie reagować na komentarze typu: „Wszyscy Hiszpanie zdradzają”, „Oni mają we krwi flirt”, „Dla nich liczy się tylko seks” i wiele, wiele innych. Na całe szczęście, ja o takie sprawy w moim związku nie muszę się martwić.

A na Was, na tych, którzy również żyją w związku z obcokrajowcem, jaki wpływ mają różnice kulturowe? A może żaden? A reszta z Was jak postrzega takie relacje?

Udostępnij