Różnice kulturowe to nie brak wychowania

Świat jest pełen niespodzianek. Świat jest różnorodny. Świat jest nieodkrytą wciąż zagadką. Świat jest pełen ludzi, których dzieli wygląd, język, tradycje, kultura, zwyczaje, styl życia, rodzaje zachowań. To, co w jednym kraju wyda się zupełnie naturalne, w innym zostanie uznane za szaleństwo. Codzienny nawyk pewnego narodu, dla innego okaże się zupełną abstrakcją. Czyż świat nie byłby bowiem nudny, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami? Gdybyśmy dzielili te same tradycje, zwyczaje, kulturę? Wydaje się jednak, iż wielu ludzi nie jest tego zdania lub zapomina o tym, iż jego życie może mieć niewiele wspólnego z życiem sąsiada zza granicy, co wcale nie musi przecież wywoływać oburzenia. Do czego zmierzam?

Nie miałam okazji podróżować w swoim życiu na tyle, na ile bym pragnęła. Zwiedziłam zaledwie kilka krajów Europy oraz sporą część Hiszpanii. Moje niewielkie doświadczenie wystarcza mi jednak, aby zrozumieć, iż każdy kraj, w którym miałam przyjemność się gościć, tak, byłam tam tylko gościem, ma własne zasady, kulturę i przyzwyczajenia, które uważam, że powinnam szanować. Ba, myślę, że nawet bez podróży, byłabym w stanie dojść do podobnego wniosku zupełnie sama. Dlatego też nie rozumiem trendu, który coraz częściej obserwuję wśród rodaków w Hiszpanii, a o którym opowiem przy okazji dzisiejszego wpisu. Post ten odnieść można byłoby do jakiegokolwiek kraju na świecie, ale oczywiście przez wzgląd na moją emigrację, ja skupię się na Hiszpanii.

Kraj ten różni się od naszej ojczyzny. Różnią się zatem i jego mieszkańcy, kultura, usposobienie, sposób życia, nawyki, mentalność. Tworzymy dwa mocno odbiegające od siebie narody. Dlaczego więc tak ciężko niektórym zrozumieć, iż to, co nam Polakom wydawać się może czymś odbiegającym od normy, dla Hiszpanów jest czymś zupełnie naturalnym? Nie pierwszy zapewne raz przeczytacie o tym, iż mieszkańcy tej części Półwyspu Iberyjskiego są nacją ekstrawertyczną, głośną, radosną i emocjonalną. Tacy po prostu są, taka jest ich natura. Czytam jednak często komentarze, których adresaci hiszpański styl życia uważają za brak wychowania. Czytam i łapię się za głowę, naprawdę. Hiszpanie uwielbiają spędzać czas wolny na zewnątrz, dopisująca przez większą część roku pogoda pozwala im na późne schadzki poza domem. W ich usposobieniu leży ekstrawersja, mocna gestykulacja oraz wyraźne emocje. Często mówią głośno, śmieją się w barach, nie szepczą między sobą siedząc w restauracji, a w autobusie urządzają codzienne pogawędki. I nikt, zupełnie nikt nie zwraca na to uwagi, ponieważ jest to dla nich zachowanie spontaniczne i po prostu ludzkie. Nikt, oprócz Polaków. Dla nich bowiem jest to brak wychowania oraz szacunku do innych. Jak, pytam, jak kultura i narodowe przyzwyczajenia mogą być brakiem wychowania? Jak głośny śmiech, gdy śmieje się cały kraj, może być brakiem szacunku? Mnie też przeszkadza hałas w barze, gdy wychodzę na kawę ze znajomą i ledwo słyszę, co mówię, naprawdę. Nie lubię krzyków i tłumów, ale przez myśl nie przeszłoby mi nazwanie wrodzonego i odpowiedniego dla danego kraju zachowania, brakiem manier. Czy nie zastanawiający jest fakt, iż nie przeszkadza to żadnemu Hiszpanowi? Jaka zatem jest konkluzja? Że cały naród jest źle wychowany, czy że możemy się mylić i zaakceptować naturę innego człowieka? Hiszpanie mają wady, jak każdy z nas. Bywają nieodpowiedzialni, niezorganizowani, spóźnialscy, czy ignoranccy, z czym nam, emigrantom przyszło się pogodzić, w momencie, w którym zdecydowaliśmy się przenieść życie do tego kraju. I ja też narzekam. Narzekam na wiele aspektów, biadolę, marudzę. Ale nigdy nie obrażam, a tym bardziej publicznie. Nie daję bowiem zgody na nazywanie narodu niewychowanym tylko dlatego, iż jest on inny od naszego, różny od tego co nam znane, od naszych przyzwyczajeń i pojęcia kultury, które dla każdego może być inne. Tak. Nie zrozumcie mnie źle. Są oczywiście pewne granice. Sąsiad, który codziennie urządza imprezę, rozpuszczanie muzyki w metrze, publiczne wyzwiska, wulgaryzmy, nieokiełznane dzieci, które wywracają szklanki na stołach innych, nieuzasadnione krzyki. Wszystkie tego typu sytuacje nie są akceptowane i przeze mnie, lecz nie mają nic wspólnego z kulturą Hiszpanów, a brakiem wychowania i dobrych manier danego człowieka, czy to Hiszpan, Polak, czy Marsjanin. Nazywanie brakiem szacunku oraz wychowania naturę danej nacji jest dla mnie zwykłą przesadą i znakiem na to, iż mentalnością wciąż pozostajemy w Polsce, a przecież to nic złego różnić się od siebie. Oraz zrozumieć, iż to, co nam wydaje się brakiem kultury osobistej, dla innych jest codziennym życiem. I proszę nie podawać nierealnych przykładów łamania praw, ponieważ mam nadzieję, że wszyscy wiemy, co mam na myśli poprzez moje słowa.

Dzieci. To kolejny powód do wrogich komentarzy. Tak, w Hiszpanii często spotyka się bezstresowe wychowanie, którego wcale nie jestem zwolenniczką, dlatego nie chcę podawać go teraz analizie, a przytoczyć konkretne przykłady. W ciągu dnia, w Hiszpanii ci najmłodsi często chować się muszą przed upałami, dlatego na place zabaw wychodzą po 19 lub towarzyszą rodzicom na niedzielnej kolacji o godzinie 22. Czy dzieje się im krzywda? Nie sądzę, choć mój syn leży już w łóżeczku po godzinie 20. Dzieci w Hiszpanii mają więcej swobody, decydują o wielu aspektach swojego życia i nie są obsesyjnie kontrolowane. Dopóki nikomu nie dzieje się krzywda, dopóki nie łamią przepisów, nie robią rzeczy nieodpowiednich (choć chyba wszyscy je robiliśmy), nie widzę w tym nic złego. Czy dziecko, które zostaje z rodzicami na placu pod domem do 23 musi być źle wychowane? Inną sprawą jest zagłębienie się w szczegóły opieki, to czy maluch jest należycie pilnowany i wszelkie tego typu sprawy, ale to zupełnie inna bajka, o której nie będę teraz pisać. Chodzi o sam fakt późnych spotkań, ponieważ wciąż istnieją dorośli, którzy mimo wieczornych powrotów do domów pozostają rodzicami odpowiedzialnymi i mądrze wychowującymi swe pociechy. Inny przykład. W Hiszpanii rzadko zwraca się do dorosłych per pan/pani, ponieważ nie ma po prostu takiego zwyczaju, choć chciałabym zauważyć, że do osób naprawdę w podeszłym wieku ludzie nie wyrywają się na ty. Dlatego też mama przyjaciółki z ławki to nie będzie pani Raquel, a Raquel. Profesor David, będzie po prostu Davidem. A pani w sklepie będzie Twoją najlepszą koleżanką. NIKT się nie obraża, nikt się nie oburza, nikt nie widzi w tym nic złego, ponieważ od prawieków tak żyło się w Hiszpanii. Ale nie. Matka Polka napisze na grupie na Facebooku Polacy w Hiszpanii, że dzieci tutaj są totalnie niewychowane, ponieważ koleżanka jej córki zwróciła się do niej Magda, a nie Pani Magdaleno. Przypominam jednak, że to dziecko jest Hiszpanem, a my żyjemy w Hiszpanii. Aby paniować trzeba wrócić niestety do Polski. Ja uczę moje dziecko zwrotów grzecznościowych, ponieważ jest to dla mnie czymś naturalnym i gdy opowiadam o pani w przedszkolu, jest to pani Paula, a nie Paula, jak powiedziałaby hiszpańska mama. Ale to tylko i wyłącznie różnice kulturowe, które zupełnie nikomu nie robią krzywdy.

Tak, wybierając się do Polski Hiszpan powinien zapoznać się z normami obyczajowymi, powszechnie przyjętymi zasadami oraz zachowaniami i starać się ich przestrzegać, ale w swoim własnym kraju ma być nazywany niewychowanym za bycie sobą? Powtarzam, są pewne granice, zgodzę się, ale obrażać za to, iż ludzie w barze przyzwyczajeni są do głośnych rozmów? Dziecko wybierające się do Polski powinno być uświadomione o zasadzie zwracania się do osób starszych per pan/pani, ale skoro w jego własnej ojczyźnie nie jest to kulturowo wymagane, dlaczego ktoś miałby przykleić mu łatkę niewychowanego? To tak, jakby Hiszpan przyodział nas w ten przydomek, ponieważ zdjęliśmy buty wchodząc do jego domu, a wszyscy goście musieli oglądać nasze skarpetki. Przecież w Hiszpanii, na bardziej oficjalnych spotkaniach raczej się tego nie robi. W Polsce tak i nie uważam, że byłby to powód do obrażania mej osoby. Czy Hiszpan ma uważać nas, Polaków za osoby niegrzeczne i źle wychowane, ponieważ, gdy przedstawia nam swoją żonę, my podajemy jej dłoń, zamiast dać dwa buziaki, czego wymaga przecież kultura, hiszpańska kultura? Niejeden Hiszpan mógłby o nas tak pomyśleć. Czy kobiety w Afryce są niewychowanie, ponieważ nie noszą staników i cały świat może oglądać ich hojne piersi? Czy jest to ich kultura? Czy Pakistańczycy są niewychowani, ponieważ podcierają się w toalecie ręką? Czy to ich (zaskakująca) kultura? Czy Hindusi odwiedzający europejski hostel i jedzący przy swym stoliku ryż z miski ręką, powinni zostać okrzyknięci niewychowanymi? Przecież to po prostu ich kultura. Wszędzie znajdą się ludzie, którzy nie szanują drugiego człowieka, jego przestrzeni, jego praw. I owszem, w Hiszpanii jest wiele ludzi naprawdę niewychowanych, z brakiem kultury, edukacji, a i zatem odpowiednich manier, bo liczba analfabetów i wieśniaków jest tu niemała. Ale czy daje nam to uprawnienia do przyklejenia tej samej etykiety całej nacji? Odróżniajmy brak wychowania, od różnic kulturowych między mieszkańcami danych krajów. Spójrzmy na polskich kibiców i ostatni ich popis w Madrycie, o którym głośno było w wielu krajach. Czy myślicie, że Hiszpanie uważają nas teraz za naród agresywny, niewychowany, pełen przemocy? Uwierzcie, że nie. Głośne domówki, wystawianie stolików przed blokiem w środku nocy, krzyki, orgie. Zdarzają się. Ale jak często? Moje obecne mieszkanie jest dziewiątym mieszkaniem w Hiszpanii, dodam do tego jeszcze siedemnaście mieszkań mojego Alberto, co daje nam dwadzieścia sześć mieszkań, liczba wcale nie mała. Ilu niewychowanych i upierdliwych sąsiadów mieliśmy? Uwaga, zero! Niewiarygodne. Istnieją Hiszpanie, którzy nie krzyczą, nie imprezują po nocach i nie puszczają codziennie głośnej muzyki.

Może jestem przewrażliwiona, ale takie zachowania uważam za naprawdę drażniące. Bo tak, jak uważam, iż powinniśmy mieć zero tolerancji wobec zachowań, które krzywdzą drugiego człowieka i są ogólnoświatowo nieakceptowane, tak i również sądzę, iż naszym obowiązkiem jest dostosowanie się w pewien sposób do miejsca, w którym żyjemy, więc i zarazem jego kultury. A jeśli nie, to przynajmniej ją uszanujmy. Ponieważ zauważyłam, że mym rodakom bardzo łatwo przychodzi tego typu ubliżanie i wrzucanie wszystkich do jednego worka. Nie akceptujesz ekstrawertycznego charakteru, głośnych śmiechów w miejscu publicznym, emocjonujących rozmów w barze, zwracania się do Ciebie na ty? Masz do tego prawo. Narzekaj, nie lub, pomarudź sobie, ja też to robię, ale nie określaj innych ludzi negatywnymi epitetami tylko dlatego, że ich kultura jest sprzeczna z Twą własną. Gdy wybiorą się oni do Polski, będą musieli postarać się o przestrzeganie tamtejszych zasad, a jeśli tego nie zrobią lub choć nie spróbują, wtedy można poddać ich zachowanie głębszej analizie. Póki co, są u siebie, więc oni ustalają reguły.

Czy aby na pewno bycie sobą, łączenie się z narodową kulturą, brak walki przeciwko hiszpańskim przyzwyczajeniom i sposobie życia jest brakiem wychowania i szacunku? Czy może jest nim znieważanie innego narodu, zwłaszcza tego, który przyjął Cię z otwartymi ramionami? Zastanów się nad tym.

Udostępnij