Tęsknota na emigracji

Emigracja to wyzwanie. Emigracja to samodzielność. Emigracja to przygoda. Emigracja to lekcja. Emigracja to tęsknota. Emigracja bywa samotnością.

My, emigranci, musimy stawiać czoła wielu problemom, które obce są osobom niedoświadczającym życia na obczyźnie. Oprócz zwykłych codziennych zmagań borykamy się z aklimatyzowaniem się, akceptacją zupełnie nowych wyzwań, kultury, zwyczajów oraz radzić musimy sobie z tęsknotą za tym, co pozostawione. Tęsknota. To ogromnie silne uczucie, które uważam za jedno z najtrudniejszych, najboleśniejszych. Na tęsknotę bowiem często nie ma lekarstwa. Właściwie to jest, lecz nierzadko nie do osiągnięcia. Dlaczego tak wstydzimy się tego uczucia? Mam wrażenie, że nam, emigrantom, nie pozwala się tęsknić, sami bowiem zdecydowaliśmy się na taki, a nie inny los. Otóż nie. Ja tęsknię. Bywają dni, gdy tęsknota jest nie do opanowania, gdy przeszywa mnie od środka i parzy, jak płomienie ognia. Bywają dni, gdy słabnie i gubi się między obowiązkami i rutyną codzienności. Ale nigdy nie odchodzi na dobre. Gdy ktoś pyta mnie „tęsknisz za Polską?”, moja odpowiedź jest błyskawiczna: tęsknie za bliskimi, których w Polsce zostawiłam. I mam do tego prawo mimo, iż nikt nie przymusił mnie do podjęcia tej drogi życiowej, nikt nie wcisnął mnie na siłę do samolotu i nie przyłożył noża do krtani. Tęsknię za moją mamą, którą widzę raz, dwa razy do roku. Tęsknię za siostrą, którą widzę jeszcze rzadziej. Tęsknię za bratem, którego nie wiem, kiedy będę miała okazję zobaczyć. I mimo, iż przywykłam do mieszkania z dala od rodziny, wyjechałam bowiem na studia po ukończeniu 18 roku życia, a dom odwiedzałam na święta i wakacje, tęsknię za świadomością posiadania ich, być może nie tak blisko, ale jednak bliżej niż teraz, a przede wszystkim za łatwiejszym dostępem do spotkań. Tęsknię za możliwością kupienia biletu za grosze, wskoczenia do pociągu i położenia się obok mamy na sofie w salonie bez potrzeby przekraczania granicy, czekania na oferty cenowe biletów lotniczych i koordynowania tego z urlopem w pracy.

Tęsknię za przyjaciółmi, których niegdyś widywałam codziennie, a dziś? Raz na kilka tygodni uda się zorganizować rozmowę przez telefon, a wiadomości na Whastapp’ie nigdy nie zastąpią mi spotkań w cztery oczy. A gdy już do niego dojdzie, czas leci nieubłaganie, a Ty myślisz o każdym dniu, który mija i zbliża Cię do nieuniknionego rozstania. Czasami jest to tak obsesyjne odliczanie, że doprowadza do tego, iż nie jesteś w stanie w pełni cieszyć się wizytą najbliższych, ponieważ wciąż myślisz o dniu, w którym przyjdzie Ci ich pożegnać na kolejne miesiące lub nawet lata. Kiedy mnie odwiedzisz? Pytasz raz na jakiś czas w nadziei na usłyszenie konkretnej daty. Spotkanie nie jest już bowiem wskoczeniem do autobusu, samochodu czy pociągu i przejechaniu kilku, czy nawet kilkudziesięciu kilometrów. Świat idzie naprzód, prawda, dziś to nic trudnego podróżować nawet w najdalsze zakątki globu. Wydawałoby się więc, iż wizyta w Hiszpanii również nie powinna należeć do zadań skomplikowanych. Wszyscy jednak doskonale wiemy, jak wygląda umawianie się na przylot, a jak jest w późniejszej rzeczywistości. A ci wszyscy znajomi i dalsza rodzina, którzy obiecywali lub wciąż jeszcze obiecują rychłe nadejście? Czy kiedykolwiek do niego dojdzie? Chyba oboje znamy odpowiedź na to pytanie.

Czytałam kiedyś artykuł o zawiązywaniu przyjaźni. Podobno im człowiek starszy, tym trudniej nam to przychodzi, a istnieje nawet prawdopodobieństwo, że w pewnym momencie naszego życia nawiązanie bliskiej znajomości z zupełnie nowo poznaną osobą będzie graniczyć z cudem. Podobno na emigracji jest jeszcze trudniej. Poznajesz nowych ludzi, lubisz się z nimi, często są to osoby z całego świata. Nie zawsze, choć czasami trudno Ci jest jednak nawiązać z nimi stuprocentowo szczerą i wygodną relację. Bo przecież ja już mam moją przyjaciółkę, przyjaciela i bratnią duszę. Mieszka 3000 kilometrów dalej. Mówi się, że ludzie są do zastąpienia. Moi nie są. Więc tęsknię. Tęsknię i mam do tego prawo. Nie uważam, że to ujma.

Narzekasz, marudzisz, sama tego przecież chciałaś. Zatem nie mogę?

W ludzkiej naturze leży narzekanie. Tak już mamy, że lubimy sobie czasami pomarudzić, a owe wyrzucenie negatywnych emocji często traktowane jest jak terapia dla duszy. Szef to dupek, znów dał mi nadgodziny bez konsultacji. Od trzech dni bolą mnie plecy, a nie mam nawet czasu odpocząć. Syn pomylił dzień z nocą i tego samego oczekuje od wszystkich domowników budząc ich o 3 nad ranem. Jutro mam okropnie trudny egzamin, a nie mam siły się już uczyć. Powodów do żalenia się jest tyle, ile ludzi na świecie. Każdy bowiem ma swój własny. Jednym z moich jest właśnie tęsknota. Z drugiej jednak strony nikt nie lubi być po drugiej stronie i owych żalów słuchać. Mam wrażenie, że nam, emigrantom, nie wolno narzekać, bo przecież sami wybraliśmy taki los. Zawsze powtarzam, że nie istnieje na świecie miejsce idealne, dlatego naturalnym jest głośne mówienie o także tych złych aspektach Twego życia.

Tobie to dobrze. Żyjesz sobie w tej Hiszpanii, smażysz się na słońcu, morze masz pod nosem, a jeszcze w euro zarabiasz. Po prostu raj, nieprawdaż? Rzadko kto zdaje sobie jednak sprawę, iż emigracja ma swoją cenę. I właśnie jedną z nich jest tęsknota. Bo mimo, iż jestem szczęśliwa, lubię swoje życie, nie żałuję decyzji o wyjeździe, nadal uwielbiam Hiszpanię i nie wróciłabym do Polski to bywa tak, że doskwiera mi samotność. Bywa tak, że nachodzą mnie negatywne myśli i nagle uderza mnie ogromna tęsknota. Nagle w głowie układam wizję życia w Polsce, bycia obok mamy, przyjaciół, rodziny. Łapię za telefon i właśnie w tej chwili muszę z nią porozmawiać, muszę. Bo tęsknię. Bo mimo, iż pracuję, poznaję nowych ludzi, codziennie wychodzę przecież z domu, to czasami jestem sama. Bo emigracja to taka nasza samotna podróż, którą zrozumie tylko ten, który sam był jej uczestnikiem. Czasem sobie potęsknię, czasem sobie pomarzę, czasem sobie popłaczę, a potem otworzę oczy, rozejrzę się dookoła i przypomnę sobie, że to, gdzie jestem w tym momencie to tylko i wyłącznie moja zasługa. Przypomnę sobie o tym, że uwielbiam kraj, w którym żyję i o tym, że udało mi się spełnić jedno z największych pragnień mojego nastoletniego życia. Ale czasami tak zwyczajnie sobie tęsknię.

P. S. Oczywiście nie wszyscy muszą utożsamiać się z moim tekstem. Nie wszyscy emigranci zmagają się z tymi samymi problemami. Niektórzy szczęśliwcy nie borykają się wręcz z żadnymi, a tęsknota jest im zupełnie obca. Zazdroszczę im, naprawdę. Zapewne także ci, którzy na wyjazd zdecydowali się większą grupą, czy to w gronie rodzinnym, czy przyjaciół, mogą nie odczuwać wspomnianych przeze mnie emocji. Dodatkowo całe mnóstwo ludzi zmaga się z tęsknotą każdego dnia także mieszkając w ojczyźnie, a z dala od najbliższych. Bywa przecież i tak. Według psychologów emigracja jest jednak jednym z najtrudniejszych przeżyć dla ludzkiej psychiki. Myślę, że znajdzie się przynajmniej garstka osób, które po przeczytaniu artykułu pomyśli: Kurde, ja też tak mam. I tym właśnie osobom chciałabym powiedzieć, że ja też tak mam, a tęsknić to rzecz ludzka. I mimo, iż wielu tego nie zrozumie, w nazywanym przez niejednego raju także można tęsknić.

Udostępnij