Przygoda z blogowaniem, czyli jak i dlaczego powstała Mama w Barcelonie

Pomysł na założenie bloga zrodził się w mojej głowie jeszcze przed wyjazdem do Hiszpanii, zawsze bowiem lubiłam pisać. Zniknął on gdzieś jednak w wirze obowiązków, studiowania i pisania magisterki, ponieważ był to dla mnie priorytet. Jak pamiętacie z poprzedniego wpisu, zaraz po obronie szykowała się ogromna zmiana w moim życiu – przeprowadzka do Hiszpanii. Idea powróciła jednak, gdy zaszłam w ciążę, a zupełnie poważne myśli i przygotowania przyszły wraz z narodzeniem syna. Jak doszło do kulminacyjnego momentu, włączenia komputera i napisania pierwszej notki na blogu? Jakie argumenty i aspekty skłoniły mnie, aby to zrobić? Zacznę od początku.

Zawsze lubiłam pisać. Myślę, że jest to po prostu moja pasja, tak jak dla innych sport, muzyka, czy taniec. Przelewanie moich myśli na papier sprawia mi radość, jest odskocznią od rzeczywistości oraz w pewien sposób rozwija mnie od środka. Pierwsze opowiadanie napisałam mając zaledwie dziewięć, czy dziesięć lat. Była to kilkustronicowa opowieść, która od początku do końca powstała w mojej wyobraźni. Później przyszedł czas na kolejne „książki”. Do ukończenia gimnazjum zapisałam trzy dwustustronicowe zeszyty A4. Przyjaciółki przychodziły do mnie na cotygodniowe „czytanie”, gdy to siadałam między nimi i dzieliłam się opowieścią, którą pisałam, a której bohaterami była nasza trójka. Oczywiście historie były zupełnie zmyślone, a wiele z nich było zwyczajnie naszymi ukrytymi pragnieniami i marzeniami, ale wystarczyły, aby na chwilę w nie uwierzyć. Dziś strasznie śmieję się czytając swoje „dzieła”, lecz zarówno jestem pod wrażeniem wyobraźni, którą posiadałam jako kilku-, kilkunastoletnia dziewczynka. Na zakończenie trzeciej klasy podstawowej w prezencie mojej wychowawczyni podarowałam napisaną przez siebie kilkudziesięciu stronicową książkę. Dzieci kupowały kwiaty, czekoladki, biżuterię, grawerowane długopisy, a ja napisałam dla niej książkę. Żałuję, że nie zachowałam kopii, ponieważ już zbyt dobrze nie pamiętam jej fabuły. Radość nauczycielki była jednak nie do opisania. 😊

W liceum na jakiś czas przestałam pisać, nie licząc wypracowań na język polski, które nie do końca wpasowywały się w interesującą mnie tematykę. Wena wróciła na studiach, gdy to postanowiłam napisać własną książkę. Nie wiem, na co liczyłam. Naczytałam się, że coraz więcej młodych ludzi wydaje bestsellery i stworzyłam w głowę utopijną wizję mojej pozycji widniejącej na pułkach księgarni. Opowieść liczy obecnie sto stron, minęło dobrych kilka lat, odkąd ostatni raz do niej zaglądałam. Studenckie życie, miłości, wyjazdy, praca… Marzenie musiało zejść na plan boczny. Wciąż ją jeszcze posiadam, więc kto wie… 😉

Wspomniałam Wam wyżej, iż pomysł na założenie bloga na poważnie zrodził się w mojej głowie, gdy zaszłam w ciążę. Znajomi podpowiadali, abym opowiadała o wychowaniu w Hiszpanii, macierzyństwie i jego różnicach w dwóch krajach. Idea kiełkowała w mojej głowie, aż któregoś dnia, gdy Alex miał kilka miesięcy, wzięłam do ręki książkę pewnej parentingowej blogerki, którą dostałam w prezencie. Przeczytanie jej zajęło mi dwa dni (z kilkumiesięcznym dzieckiem!) i to właśnie ta książka dała mi „kopa” do otworzenia Internetu, wygooglowania frazy „gdzie najlepiej założył bloga?” i zatopienia się w czeluściach sieci. Dlaczego książka była motywacją? Dlatego, iż napisała została przez „normalną” osobę, kobietę, która założyła bloga i postanowiła wydać książkę, a teraz inspiruje i pomaga wielu matkom (blog parentingowy), pomyślałam więc: „przecież tak lubię pisać, dlaczego miałabym nie dzielić się moimi historiami z innymi, jeśli oni oczywiście zechcą je czytać?”.

Nazwa Mama w Barcelonie przyszła sama, miało być coś prostego, lecz wskazującego na tematykę bloga. Spieszę z wyjaśnieniem. Pierwszym pomysłem był bowiem blog o macierzyństwie. Miałam zamiar dzielić się przemyśleniami na temat bycia matką, opowiadać o wychowaniu w Hiszpanii, z ewentualnym przeplataniem informacji na temat samej Barcelony. I tak też było na początku. Kilka pierwszych postów dotyczy strickte macierzyństwa. To jednak nie było „to”. Internet pełen jest blogów matek, mój zginąłby niezauważony. Poza tym czułam, że to nie do końca mój temat. Mamą jestem na co dzień, z innymi chciałam się dzielić czymś bardziej kreatywnym, „innym”, przyciągającym uwagę.

I wtedy przypomniałam sobie, gdy jako siedemnastoletnia dziewczyna zafascynowana Hiszpanią, szukałam stron z informacjami o tym kraju, o języku, tradycjach. Dziesięć lat temu nie było blogów (a na pewno nie w takich ilościach, jak dziś), więc zwyczajnie myślałam, że takiego miejsca w sieci po prostu brakuje. Dziś jest inaczej. Wystarczy wpisać w Google „blog o Hiszpanii”, a w wynikach otrzymamy przynajmniej kilka propozycji. Istnieją portale typowo informacyjne, blogi o języku hiszpańskim, strony o życiu w tym kraju, miejsca z wiadomościami na temat urlopów, czy przeprowadzek. A ja chciałam połączyć to wszystko w jedno. Mówią, że co za dużo, to niezdrowo, aczkolwiek mam nadzieję, że z powodu mojego bloga jeszcze się nie rozchorowaliście. Nazwa została, ponieważ zaczęłam się już z nią utożsamiać i mimo, iż może być w pierwszej chwili myląca, blog bowiem nie traktuje o macierzyństwie, to zdecydowałam się kontynuować, jako mama.

Totalnie nie znałam się na blogowaniu. Bloga stworzyłam zupełnie sama, nawet jego pierwszy szablon! Czytałam tutoriale, dowiadywałam się, z czym się to je, a z każdą nową informacją nie mogłam wyjść z podziwu, jak blogerzy podbili świat. Niektórzy nawet z tego żyją, marzenie! Starałam się dotrzeć do nowych czytelników za pomocą wcześniej wyczytanych wskazówek, rozbudowywałam blog i pisałam. Pisałam, pisałam i wciąż piszę.

Widząc, iż blog wzbudza zainteresowanie, ku mej wielkiej uciesze, postanowiłam, że, jako iż jest to mój internetowy dom wypadałoby, aby zapanował w nim porządek i ład, a przy okazji należałoby zmienić jego wystrój i nadać mu odrobinę bardziej profesjonalny wygląd.

Blog to nie moja praca, choć byłoby to bardzo przyjemne zajęcie, a hobby. Uwielbiam pisać i od ponad roku uwielbiam także dzielić się tym pisaniem z Wami, moimi czytelnikami. Nie wyobrażacie sobie, ile ciepła i wewnętrznej radości dostarcza mi każde miłe słowo, które kierujecie w moją stronę. Zwykły komentarz: „uwielbiam Twój blog”, „świetnie piszesz”, „codziennie tu zaglądam” to miód na uszy, a raczej oczy. Motywuje do dalszej pracy, podnosi na duchu w słabsze dni, gdy brak weny i przede wszystkim uświadamia, iż warto. Dla Was, dla osób, które być może tak, jak ja kiedyś, zakochały się w Hiszpanii, lecz póki co oglądać ją mogą jedynie na ekranie komputera. Mój blog to miejsce, które ma za zadanie choć na chwilę przenieść Cię w wymarzone miejsce, wśród Hiszpanów, palm i słońca, z sangrią w ręku i uśmiechem na ustach.

Moim ukrytym marzeniem jest wydanie książki o Hiszpanii. Złożenie w całość artykułów ze strony, przeredagowania ich, opisania wszystkich moich doświadczeń, tradycji, zwyczajów, życia tu, w Hiszpanii. Kto wie, jedno marzenie już udało mi się spełnić, post ten bowiem przygotowuję dla Was prosto z Barcelony. Być może los uśmiechnie się i w przypadku kolejnego pragnienia, lecz i tym razem myślę, że będę musiała mu odrobinę pomóc. 😊

Udostępnij