Jadę wrocławskim tramwajem, jest godzina 15. Wtem słyszę rozzłoszczony męski głos: “fak ju” i wiązankę wyzwisk, już po polsku. Podążam wzrokiem za głosem. Z siedzenia wyrywa się około trzydziestoletni mężczyzna, bez wątpienia pod wpływem alkoholu. Odwracam się w kierunku, w którym patrzy i widzę wystraszonego chłopaka z Indii. Nie odpowiada ani słowem i przesuwa się pospiesznie w stronę drzwi wyjściowych. Agresor bełkocze coś jeszcze pod nosem, a ofiara jego ataku wysiada na najbliższym przystanku. Nikt z obecnych nie zareagował. Gdy przyjaciel, z którym podróżowałam, zobaczył, jak powoli otwieram usta, złapał mnie za ramię i powiedział: Zanim coś powiesz, pamiętaj, że nikt nie stanie w twojej obronie. Wystraszyłam się, bo niestety po osobistych doświadczeniach związanych z moją rodziną, jestem strachliwą osobą. Mężczyzna wysiadł niedługo po zdarzeniu zataczając się przy tym nietrzeźwo.