Jestem źle, czyli dwujęzyczność trzylatka

Wiecie, jaka była moja największa obawa, jeśli chodzi o moje hiszpańsko-polskie dziecko? No, dobra, jedna z miliona obaw. Bałam się, że Alex nie będzie chciał mówić po polsku. Bałam się, że żyjąc w Hiszpanii i posługując się jednak częściej hiszpańskim, to właśnie ten język wybierze. Bałam się, że do biegłego opanowania języka polskiego nie wystarczy mama, która codziennie do niego mówi, czyta mu książki, puszcza słuchowiska radiowe. Kiedy syn miał dwa lata, w przedszkolu zasugerowali logopedę, ponieważ Alex nie rozmawiał. Ograniczał się do komunikatów niezbędnych, jak “siusiu”, “kupa”, “tak” lub “nie”. Tak mi nagadali, że im uwierzyłam i zaczęłam się martwić, więc wydałam pieniądze na logopedę (przedszkolnego, oczywiście – dopiero później zdałam sobie sprawę, dlaczego tak nalegali). Logopeda oczywiście zalecił leczenie, ponieważ, jak napisał w raporcie “Alex mówi tylko tak i nie“. Przeczytałam ten świstek papieru i okropnie się rozgniewałam. Zanim doszło do mnie, co robię, już słyszałam po drugiej stronie telefonu nazwisko specjalistki. Czy zbadała pani Alexa w innym środowisku niż przedszkolne? Czy rozmawiała pani choćby z rodzicami? Czy zastanowiła się pani, że przyczyną braku komunikacji syna może nie być brak owej umiejętności? Czy zdecydowała się pani wydać zalecenie po półgodzinnej sesji, sam na sam, z dzieckiem, które widzi panią po raz pierwszy w życiu, i to w gabinecie dyrektora? Na żadne sesje się nie zdecydowałam. Wiecie dlaczego? Alex mówił. On po prostu krępował się mówić w przedszkolu, ale przekraczając próg drzwi wyjściowych placówki, buzia mu się nie zamykała. Jasne, mówił niewyraźnie jak na swój wiek, mówił mniej niż dzieci w jego wieku, używał często własnego “języka”. Ale mówił.

A dlaczego Wam to wszystko piszę? Pamiętam, jak kiedyś udostępniłam na Facebooku post, w którym zaniepokojona pytałam, w jakim wieku Wasze wielojęzyczne dzieci zaczęły mówić. Znaczna większość z Was uspokajała mnie, że nasze dzieciaki mają utrudnione zadanie i zupełnie nie ma się, czym martwić. Ale pojawiło się kilka komentarzy podobnych do mojego wpisu. Założę się, że na świecie jest całe mnóstwo mam, które tak jak ja, natknęły się na jeden artykuł za dużo, nasłuchały się nauczycielek, czy babci, która lamentuje, że dziecku mózg się pali od tych języków i same wpadły w panikę. Co chciałabym dzisiaj powiedzieć tym mamom? Spokojnie, Twoje dziecko jest zdrowe. Nie jestem w żadnym wypadku specjalistą, więc nie będę się porywać na naukowe tezy, ale obserwuję własne dziecko, więc mogę mówić z doświadczenia.

Alex długo nie mówił. Długo posługiwał się swoimi własnymi wytworami wyobraźni. Przeszłość. Alex mówi. Syn obecnie ma trzy i pół roku i świetnie radzi sobie z trzema językami (hiszpański, polski, kataloński), a przecież powoli dochodzi jeszcze angielski w szkole.

Głównym celem tego artykułu nie miało być jednak uspokojenie mam wielojęzycznych dzieci, choć przy okazji mam nadzieję, że uda mi się to uczynić. Pozwólcie zatem, że przejdę do sedna. Alex, owszem, mówi. Jesteście jednak ciekawi, jak wygląda codzienność z dzieckiem, które posługuje się trzema językami? Czy myślicie, że jest to wyzwanie?

Synek bardzo zasadniczo odróżnia oba języki i do danego rodzica zwraca się tylko w jego rodzimym języku. Kiedy uczył się mówić, plątał hiszpański z polskim z bardzo prostego powodu – wymawiał słowa, które był w stanie wymówić, niezależnie od ich pochodzenia. Dla mnie nie stanowiło to problemu, gorzej miał tata. Aurelia, co to arbuz?! Darł się z drugiego pokoju Alberto za każdym razem, gdy nie mógł zrozumieć syna. Problem polegał na tym, że ja nie mogłam zrozumieć jego, więc ostatecznie robiłam za Alexowego tłumacza. Na dłuższą metę wyszło to nam wszystkim na dobre – ojciec poszerzył swoje słownictwo i umiał powiedzieć coś więcej niż “kurwa”, “pielucha”, “schabowy”, czy “nie mówię po polsku”.

Teraz, gdy Alex jest już starszy bardzo pilnuje swoich rodziców. Tato! Zawołałam kiedyś po polsku do Alberto. Mamo, tata nie mówi po polsku! Szybko zostałam skarcona przez syna. Innym razem na próbę, dla żartu zwróciłam się do Alexa po hiszpańsku. Mamo, ty tak nie mówisz. Synek zaczął się śmiać. Tak, chyba mogę powiedzieć, że trzylatek mnie wyśmiał. Dlatego, owszem, może wydać się to niesamowite, mnie przynajmniej zanim sama stworzyłam taką rodzinę, właśnie takie się to wydawało, ale Alex patrzy na mnie i mówi Mamo, chcę coś zjeść, by za sekundę odwrócić się i powtórzyć zwracając się do taty Papá, quiero comer algo. 

Podobnie jest z dziadkami. Alex rozumie, że los abuelos mówią jak tata, a dziadkowie mówią jak mama. Zresztą, co zabawne, gdy opowiada o dziadkach z mojej strony, nazywa ich babciądziadkiem, niezależnie, do którego z rodziców się zwraca. Co mam na myśli? Alex opowiadając coś tacie mówi: Hoy he visto a “baba”. Hoy he hablado con “dziadek”. To chyba taki jego sposób na rozróżnienie dziadków, bo chcąc powiedzieć coś o tych ze strony ojca, zawsze powie abuelos.

Synek bez problemu rozmawia i rozumie język kataloński, który słyszy w szkole. Nie chce jednak używać go w domu. Alberto zwraca się do niego po hiszpańsku, aczkolwiek gdy powie coś po katalońsku, chyba tylko po to, aby usłyszeć syna mówiącego w tym języku, Alex zaczyna się śmiać i odpowiada mimo wszystko po hiszpańsku. Wydaje mi się, że łączy on ten język po prostu ze szkołą, z danym miejscem, danymi ludźmi. Wie, że pani w szkole zwracać się będzie do nich po katalońsku, śpiewa katalońskie piosenki, ale sam z siebie mówi po hiszpańsku.

Od początku artykułu zaznaczam to, jak Alex stanowczo rozróżnia języki. Jest jednak kilka słów, które mówi tylko i wyłącznie po hiszpańsku lub po polsku, niezależnie od tego, do kogo się zwraca. Takim słowem jest np. “por qué?” (dlaczego?) i “bajki” po polsku. Nie potrafię tego wytłumaczyć, bo przecież Alex słyszy zarówno mamę, która mówi “dlaczego”, jak i tatę, który mówi “dibujos” (bajki).

Polski i hiszpański to języki zupełnie odmienne, pochodzą przecież z innej rodziny językowej. Dla trzyletniego mózgu mogą być zatem nieraz sporą zagadką. Zdania typu “Będziemy saltać” (saltar – skakać) to norma. W przypływie emocji hiszpański odpowiednik to pierwsze słowo, jakie przyjdzie mu do głowy, a że rozmawia po polsku, to je “spolszcza”. Dzisiaj bawiąc się słyszałam, jak wołał do samolotów “volamy” (volar – latać). A propo zabawy, zauważyłam też, że gdy bawi się ze mną w pobliżu, używa więcej polskich słów w trakcie, a odwrotnie gdy jest tata.

Zdaję sobie sprawę, że to jednak język hiszpański będzie tym pierwszym. Żyjemy w Hiszpanii – otacza nas język hiszpański. Dlatego zdarza się, że Alex tłumaczy dosłownie zwroty hiszpańskie na język polski. Mam zimno – gdy chce powiedzieć, że jest mu zimno (hiszp. tengo frío –  dosłownie mam zimno). Mam siku to ta sama zależność. Mamo, masz siku? Słyszę za każdym razem, gdy idę do toalety. I oczywiście Jestem źle, gdy ma na myśli, że źle się czuje. W końcu hiszpańskie dosłowne tłumaczenie właśnie tak brzmi – estoy mal, estoy malito. Teraz mnie to bawi i za każdym razem, gdy to słyszę, powtarzam na głos prawidłową formę potwierdzając jego słowa w drugiej osobie, ale wierzę, że po prostu z tego wyrośnie.

Prawidłowa odmiana w języku polskim też czasem stanowi wyzwanie. O ile język hiszpański jest łatwiejszy bez tej całej deklinacji. Mamo, to dla ty (dla ciebie). Chcę pić w kubeku. Nie chcę już soka. Alexowi zdarza się też powiedzieć coś w rodzaju żeńskim, np. bawiłam, malowałam. Wydaje mi się, że to dlatego, że nigdy nie słyszy odpowiednika męskiego w pierwszej osobie, bo przecież po polsku rozmawia tylko ze mną.

Co intrygujące, w języku hiszpańskim i polskim istnieją wyrazy, które brzmią tak samo, a znaczą coś zupełnie innego. To tak zwani fałszywi przyjaciele. I tak “pupa” po hiszpańsku to będzie “rana” (dokładnie takie nasze polskie kuku, gdy mówimy do dziecka). “Rana” natomiast to “żaba”. “Tata” to dziecięcy zwrot na starszą siostrę, a “pan” to oczywiście po hiszpańsku “chleb”. Nigdy jeszcze jednak nie mieliśmy w związku z tym językowych nieporozumień. Najwidoczniej mózg Alexa od razu się przestawia, gdy słyszy zarówno mamę, jak i tatę i wie, o której “pupie” tym razem mowa.

Problemy z interpretacją ma czasami tata. “Alex, do spania!”. Dlaczego mówisz do niego Alex España? Takich sytuacji jest dużo więcej i chyba zacznę je zapisywać, żeby móc się kiedyś wspólnie pośmiać.

Wyżej pisałam, że Alex posługuje się biegle trzema językami. Pisząc “biegle”, mam oczywiście na myśli biegłość trzylatka. Przyznaję jednak, że trudniejsze wyrazy, zwłaszcza w języku polskim, wymawia czasami dość niewyraźnie i obca osoba mogłaby mieć trudności ze zrozumieniem. Ale porównajmy “poszedłem” z “he ido” lub “pszczoła” z “abeja”. Liczę na to, że z biegiem czasu ten aspekt po prostu ulegnie poprawie. Nie da się także oszukać, że to język hiszpański jest tym pierwszym, łatwiejszym i słyszanym częściej podczas samotnych zabaw. To też słówka z języka hiszpańskiego częściej zdarzy mu się wtrącić w polskie zdanie – przez łatwiejszą wymowę, szybsze załapanie słowa po hiszpańsku, czy zwyczajnie braku znajomości polskiego odpowiednika. Czytając jednak wiele artykułów, słuchając opowieści innych rodziców, czy po prostu dwujęzycznych dzieci, przyznaję, że jestem dumna z syna. Przecież tak często słyszy się, jak rodzic zwraca się do dziecka w swoim rodzimym języku, natomiast ono odpowiada w języku danego kraju. Czytałam też wiele historii rodziców, którzy przyznawali, że 80-90% rozmów z dzieckiem to odpowiadanie w obcym języku, a zaledwie wplatanie polskich słówek. Każde dziecko jest inne. Jedno wiem na pewno – trzeba być konsekwentnym i zawsze zwracać się do dziecka w jednym języku. Mówić, czytać, puszczać radio, bajki. Dziecko musi osłuchiwać się z językiem, inaczej nie będzie chciało się go uczyć.

Wielojęzyczna rodzina to czysta rozrywka. Wiecie, jak cudownie jest uczyć takie dziecko, jak cudownie jest go słuchać? Nie wspominając już, jak bardzo bywa zabawnie. Tylko im zazdrościć. Kilka języków na wstępie. Nie to co my – do dziś pamiętam wkuwanie słówek z niemieckiego do później nocy!

Podzielcie się w komentarzach Waszymi historiami, bo na pewno przypomnicie sobie coś zabawnego!

Udostępnij