Piąty rok studiów, obrona magisterki. Moment, jak łatwo się domyślić bardzo dla mnie stresujący i emocjonujący. Nerwy przed zaliczeniem pracy magisterskiej. Sentyment, który wywołuje myśl, że to moje ostatnie chwile w miejscu, w którym spędziłam ubiegłe pięć lat. Profesor wywołuje moje nazwisko, a moje serce zaczyna bić trzy lub trzysta razy szybciej. Ściskam za rękę mojego Hiszpana, który towarzyszył mi tego dnia na uczelni w Warszawie, aby dodać sobie otuchy i ruszam. Jakim zaskoczeniem okazuje się dla mnie fakt, że pierwsze pytanie padające z ust egzaminującego mnie mężczyzny nie dotyczy studium, któremu poświęciłam cały zeszły rok, a mojego życia prywatnego. Do Hiszpanii musiała pani polecieć, żeby męża znaleźć? W Polsce nie było chętnych?