Otwieram oczy i spoglądam zaspanym wzrokiem na zegarek. Wskazówki pokazują dziewiątą. Odwracam się, aby rozkoszować się przez chwilę widokiem śpiącego obok partnera, jednak dostrzegam, że on również już nie śpi i przegląda na telefonie poranne wiadomości. Nie zaskakuje mnie to, Alberto przyzwyczajony codziennym rytmem wstawania do pracy nawet w weekend budzi się po ósmej. Pół godziny później, ubrani i orzeźwieni chłodną wodą z prysznica witamy w kuchni rodziców Alberto, którzy przyjechali w odwiedziny. Zwracam się do nich po imieniu. W Hiszpanii nie ma zwyczaju nazywania teściów mamo/tato i do dziś pamiętam zaskoczoną twarz Alberto, gdy powiedziałam mu o takiej polskiej tradycji. Na śniadanie robię sobie zbożową kawę i smaruję kanapkę serkiem topionym, gdy w tym samym czasie hiszpańska część towarzystwa nalewa do szklanek świeży, pomarańczowy sok i wykłada na stół kupione z rana chrupiące, słodkie croissanty. Rodzice Alberto zaproponowaliby pewnie, abyśmy śniadanie skonsumowali w kawiarence za rogiem, dobrze znany hiszpański rytuał, gdyby nie fakt, że ich wnuczek postanowił dzisiaj wyjątkowo dłużej pospać.