O róznicach kulturowych pisałam już nie raz. Związek z obcokrajowcem to czasami niezłe wyzwanie. Zarówno dla mnie, jak i dla niego. Nieporozumienia, czy rozbieżność tradycji i obyczajów to wręcz codzienność. Dlatego często powtarzam, że relacja z osobą pochodzącą z innego kraju to przede wszystkim kompromis i to właśnie chyba tego najbardziej nauczyłam się przy Alberto. Bo to te właśnie niezgodności często prowadzić mogą do konfliktów. Ale oprócz sporów, taka codzienność to naprawdę sporo śmiechu. Sytuacje, czy zwyczaje dla nas zupełnie naturalne, dla innej osoby wydać się mogą czymś oderwanym od rzeczywistości. Przecież my, jako Polacy nie zastanawiamy się, dlaczego mówimy “psia krew”, dlaczego wierzymy w przesąd niesiadania na rogu stołu i dajemy sobie aż trzy buziaki przy oficjalnych przywitaniach. O tym, jak Alberto postrzega Polskę oraz to, co w niej lubi, a co go zaskakuje, także już pisałam. Ostatnia, świąteczna wizyta w Polsce przyniosła pomysł na jeszcze jeden artykuł w tym stylu. Obserwując codzienność Hiszpana w polskim domu, naprawdę nieźle się czasami uśmiałam. Zwłaszcza widząc jego miny lub słysząc jego wypowiadane pod nosem komentarze. Pozwólcie, że spróbuję Wam ową, dwutygodniową codzienność mojego Alberto pokrótce przedstawić.