Mija piąty miesiąc odkąd przeniosłam się na stałe do Hiszpanii – kraju słońca, pysznych oliwek i degustacji wina. Bez wątpienia, faktycznego mieszkania w Barcelonie nie można porównać do pobytu w niej jedynie w celach turystycznych. Czym różni się ona od Polski? Przede wszystkim klimatem – to chyba pierwsze skojarzenie, które przychodzi nam do głowy na myśl o tym ciepłym kraju. Alexander przyszedł na świat w okresie największych upałów. Sierpień, bowiem jest tutaj najgorętszym miesiącem w roku. Nie było łatwo poradzić sobie z takim maluszkiem w te gorące dni. Chowanie się w cieniu, wietrzenie pomieszczeń zwracając uwagę na to, aby nie było przeciągu, wieszanie mokrych ręczników… Mieszkamy kilka minut spacerkiem od plaży, jednak z uwagi na bezpieczeństwo synka, w tym roku odpuściliśmy sobie plażowanie. Obecnie mamy listopad, a my wciąż jeszcze nie wyciągnęliśmy głęboko schowanych ciepłych kurtek i bawełnianych swetrów. Tak, klimat to bez wątpienia jedna z tych rzeczy, za którymi nie tęsknię.