Wiecie, jaka była moja największa obawa, jeśli chodzi o moje hiszpańsko-polskie dziecko? No, dobra, jedna z miliona obaw. Bałam się, że Alex nie będzie chciał mówić po polsku. Bałam się, że żyjąc w Hiszpanii i posługując się jednak częściej hiszpańskim, to właśnie ten język wybierze. Bałam się, że do biegłego opanowania języka polskiego nie wystarczy mama, która codziennie do niego mówi, czyta mu książki, puszcza słuchowiska radiowe. Kiedy syn miał dwa lata, w przedszkolu zasugerowali logopedę, ponieważ Alex nie rozmawiał. Ograniczał się do komunikatów niezbędnych, jak “siusiu”, “kupa”, “tak” lub “nie”. Tak mi nagadali, że im uwierzyłam i zaczęłam się martwić, więc wydałam pieniądze na logopedę (przedszkolnego, oczywiście – dopiero później zdałam sobie sprawę, dlaczego tak nalegali).