Hiszpańska corrida – rozrywka czy barbarzyństwo?

Dziś bardzo kontrowersyjny temat, do którego bardzo długo się zbierałam, a nawet przez moment prawie od niego odstąpiłam. Tak sporne treści zawsze prowadzą do konfliktów i słownej walki między dwoma grupami – zwolenników i przeciwników. Ostatecznie zdecydowałam się podjąć wyzwanie i opowiedzieć o, nazywanej przez wielu rozrywce, jaką jest korrida. Nie da się bowiem kochać Hiszpanii bez usłyszenia tego słowa choć raz. Zacznę od wprowadzenia i przybliżenia tego terminu.

Korrida (od hiszp. correr – biec) uznawana jest za jedno z najstarszych widowisk na świecie. Mówi się, że zwyczaj ten do Hiszpanii sprowadzony został przez Arabów lub Rzymian. Pierwsza walka byków miała odbyć się na Półwyspie Iberyjskim na cześć króla Alfonsa VIII w 1133 roku. Ma ona miejsce w specjalnie przeznaczonych do tego arenach o owalnym kształcie zwanych Plaza de Torros. Byk i toreador toczą walkę w samym jej centrum otoczeni wiwatującymi widzami. Oczywiście piaszczysty plac okala drewniana ścianka, przez którą zwierzę nie może się przedostać. Zauważymy tam także kilka ustawionych parkanów, za którymi chowa się toreador i jego pomocnicy w razie kłopotów. Na sam plac prowadzą dwa wejścia: osobne dla ludzi biorących udział w “spektaklu” oraz byków. Nad bezpieczeństwem człowieka nieustannie czuwają oczywiście wyszkoleni pracownicy ukryci podczas walki w przeznaczonym do tego tunelu. Wejściówki na korridę kosztować mogą nawet kilkaset euro i zazwyczaj są wyprzedawane.

Sama korrida składa się z kilku etapów. Najpierw toreadorzy przez pewien czas drażnią byka próbując go zmęczyć za pomocą różowo-żółtych płacht. Następnie na plac wjeżdża na koniu inny mężczyzna, którego zadaniem jest dźgnięcie długą lancą w unerwiony garb tłuszczu na karku. Przedostatnią częścią są piesi banderilleros, którzy usiłują wbić w to samo miejsce krótkie włócznie zakończone kolorowymi wstążkami, które dodatkowo mają drażnić zwierzę. Po wykonaniu tych zadań przychodzi czas na ostateczny etap. Na scenę wychodzi najważniejszy z toreadorów – matador (od hiszp. matar – zabijać). Ubrany w złociste kolory, strój cały w cekinach. Zanim dojdzie do kulminacyjnego punktu, matador “bawi się” bykiem. Zuchwale wymachuje swoją płachtą czekając na reakcję zwierzęcia. Przy najbardziej brawurowych manewrach otrzymuje gromki aplauz i gwizdy przepełnione podziwem. Gdy byk jest już wystarczający wyczerpany, skołowany i przestaje reagować, matador stara się zadać śmiertelny cios trafiając w miejsce wielkości monety na karku byka, przerywając tym rdzeń kręgowy. Jeśli uda mu się to uczynić za pierwszym razem, otrzymuje oczywiście wielkie brawa, a w nagrodę może odciąć ucho lub ogon byka. Nie zawsze jednak byk traci życie od razu, więc wtedy odpowiednia osoba musi go dobić. Zwierzę ściągane jest z placu przez konie lub osły, niekiedy ostentacyjnie ciągnięte wokoło, aby każdy widz mógł nacieszyć się widokiem jego przegranej.

Toreador to niestety zawód (tak, zawód) wciąż cieszący się w wielu częściach Hiszpanii ogromnym uznaniem. Najwięksi “bohaterowie”, zwłaszcza ci, którzy polegli na polu walki, doczekali się swoich pomników. W wioskach i miasteczkach, z których pochodzą, uważani są za bogów. W zupełnym przeciwieństwie do zwierzęcia, które hodowane jest tylko w celu dostąpienia zaszczytu walki z człowiekiem. Byki nazywane tutaj toro bravo są hodowane stadnie, głównie w Andaluzji. Wyobrażacie sobie, że ich zachowanie i “charakter” obserwowane są już od narodzin? Czytałam, że hodowane są w taki sposób, aby nie nawiązać kontaktu z człowiekiem – nie widzieć osoby poruszającej się na pieszo lub nawet stojącej w miejscu. A gdy już byk jest wystarczająco jędrny, rosły i wypielęgnowany, jest gotowy, aby rozpocząć drogę do swojej śmierci.

W wielu regionach Hiszpanii korrida jest uważana za jedną z najważniejszych tradycji kraju, a toreadorzy są uwielbiani. Uważani za bohaterów, podziwiani za odwagę. Młodzi chłopcy naśladują ich poczynania i opowiadają rodzicom, że w dorosłości chcą być, jak ten pan matador, co to nie boi się nawet byka. A rodzice przyklaskują. Cała rodzina zasiada do niedzielnego obiadu, aby obejrzeć to niezwykłe show, kiedy akurat nadawane jest w telewizji publicznej. A ci, którzy polegli, nie wygrali ze zwierzęciem, opłakiwani są, lecz jednocześnie wznoszeni w niebiosa za swe poczynania. To naprawdę widok z niejednej, zagubionej wioski w odległej Hiszpanii. Korrida nazywana jest spektakularnym sportem, sztuką, pięknem. Czy sztuka jednak nie podnosi nas na duchu, nie skłania do refleksji, nie nadaje czasami sens życiu, a nie owo życie odbiera? Korrida to przecież hiszpańska tradycja, a tradycje trzeba kultywować. To tylko część kultury, o co to całe zamieszanie? Każdy kraj ma swoje obrzędy i zwyczaje, Hiszpania ma korridę. Wiecie, obrzezanie kobiet, niewolnictwo, czy walki gladiatorów to też są lub były tradycje. Czy oznacza to, że mamy ślepo za nimi dążyć i ich nie kwestionować? Wydawałoby się, że torturowanie i zabijanie zwierząt na oczach setek gapiów i czerpanie z tego przyjemności, nie mogłoby mieć miejsca w XXI wieku. A jednak. Wiele osób być może nie zdaje sobie sprawy, że taka korrida to przynajmniej dwie godziny makabrycznego spektaklu. To nie jeden byk, a 6. Na każdej korridzie zabija się 6 byków, a każdego z nich męczy się i katuje 20 minut, zanim ostatecznie zdechnie. Krew się leje, zwierzę szaleje, a ludzie klaszczą. A później wchodzi kilku panów i zamiata tę krew, żeby piasek mógł pobrudzić się od wydzielin kolejnego zwierzęcia w kolejce. Zwierzę, które rodzi się, by umrzeć. Tak jak my wszyscy, z jedną różnicą – ono wie, jak i kiedy skończy swój żywot. A raczej wiemy to o nim my.

Powszechnie na korridę mówi się walki byków, walki z bykami. Jaka to jednak walka, gdy wynik z góry jest przesądzony, gdy nie jest ona równa? Bykom często smaruje się oczy wazeliną, aby gorzej widziały oraz podcina im się rogi, aby traciły równowagę i orientację. Walka, ale przecież byk nie wygra. Bo nawet, jeśli “wygra” i matador zginie na polu walki, byk tak czy inaczej kończy martwy. Ale to przecież zaszczyt wziąć udział w tej tradycji. Byk zdycha z dumą, godnością. Jaka dumą? Od kiedy to zwierzęta odczuwają dumę i godność? Byk jest brzydki, byka nikt nie lubi. Przecież nie hodujemy ich w domu jako pupili. Patrząc na ich tortury aż tak nie boli. A gdybyśmy zamiast byka dali tam psa, kota? To na pewno byłoby już przestępstwo.

Jak najbardziej szanuję kultywowanie tradycji i walkę o przetrwanie kultury, ale tego typu zwyczajów nie jestem zwyczajnie w stanie zrozumieć, ani zaakceptować. Katalonia oraz Wyspy Kanaryjskie to obecnie dwa regiony Hiszpanii, w którym zakazano korridy. Jest na ten temat sporo polemiki. Znajdziemy zwolenników tortur na życzenie i oczywiście zawziętych przeciwników, którzy walczą o prawa zwierząt i o zniesienie pozwolenia na odbywanie się tych walk. Ja obserwuję znacznie więcej osób z tej drugiej grupy. Wiecie, że chyba nigdy osobiście nie poznałam człowieka, który uważałby korridę za ważną, hiszpańską tradycję? Moją opinię na ten temat łatwo wywnioskować z powyższego tekstu. Nie jestem w stanie znaleźć choć jednego powodu, dla którego korridy miałyby nadal się odbywać. Jedynym argumentem, który zazwyczaj słyszę jest: tradycja. Cofnijmy się kilkaset lat wstecz lub zwyczajnie kontynent obok, jeden, czy drugi i zadajmy sobie pytanie o to, czy wszystkie tradycje powinny być ślepo kontynuowane, jedynie przez wzgląd bycia tradycjami krajowymi. Byk chyba na zawsze pozostanie znakiem rozpoznawczym Hiszpanii. I niech tak pozostanie, apeluję jednak, aby byk ten pozostał żywy.

Chętnie wysłucham Waszej opinii na ten temat. Jestem otwarta na dyskusję i jak zawsze szanuję każde zdanie, jednak proszę o zachowanie kultury osobistej niezależnie od obranego kierunku wypowiedzi.

Udostępnij