Ja chcę do domu, czyli szok kulturowy

Bardzo lubię wchodzić z Wami w interakcję, oczywiście w granicach moich, głównie czasowych możliwości, dlatego dość często dostaję od Was przeróżne wiadomości. Być może wydaje się Wam, że pytacie głównie o najlepsze restauracje, sekretne miejsca do zobaczenia, język hiszpański, czy o to, jak wyrobić NIE. Nie jest to jednak prawda, ponieważ często pytacie o wszelkie aspekty związane z życiem. I tak jednym z problemów, z którymi zmagacie się na emigracji, jest szok kulturowy i adaptacja. Pytacie, jak sobie poradzić, prosicie o wskazówki. I nie mówię oczywiście tylko o Hiszpanii. Zastanawiacie się, jak ja poradziłam sobie z szokiem kulturowym i dlaczego tak łatwo przychodzi mi uwielbianie tego kraju. Żartujecie nawet: zaraź mnie swoją miłością do Hiszpanii. Ja też chcę ją widzieć twoimi oczami. Uwierzcie mi, gdybym tylko była w stanie… Jak zatem osiągnęłam względny spokój ducha na emigracji? 

Tak jak wspominałam już przy okazji poruszania tematu samej emigracji, istnieje wiele powodów do podjęcia decyzji o wyjeździe i zapewne każdy z nas ma swój własny. Próbowałam nawet kiedyś podzielić się z Wami moim przepisem na szczęście, który na dzień dzisiejszy nadal jest aktualny. Nie posiadam jednak złotego środka, magicznej różdżki, która pomogłaby Wam w adaptacji. Mogę podpowiedzieć, jakich błędów unikać oraz podzielić się z Wami swoją historią.

Przyznaję, że w moim przypadku przez wzgląd na kilka czynników sytuacja była nieco inna i łatwiejsza. Przede wszystkim Hiszpanię znałam, zanim zdecydowałam się tam wyprowadzić. I mimo, że bywałam tam jedynie w celach wakacyjnych, zdołałam choć trochę poznać jej kulturę, dlatego w jakimś sensie wiedziałam, na co się piszę. Przy okazji wiecie już, że Hiszpania rozkochała mnie w sobie od pierwszego wejrzenia, więc przez lata w drodze po spełnienie marzenia interesowałam się jej kulturą, mieszkańcami, tradycjami. Na początku studiów spotykałam się też z Hiszpanem przez niemalże dwa lata, przez które to w jakimś stopniu zdołał zapoznać mnie ze swoim krajem i jego specyfiką. I nie, nie był to jeszcze wtedy Alberto. 🙂 Zmierzam do tego, że wyjeżdżając do Hiszpanii nie była mi ona całkiem obca, a wręcz mnie fascynowała. Nie da się ukryć, że jest to znaczący fakt w procesie adaptacji. Jasne, dogłębnie poznałam ją dopiero po przeprowadzce. Zderzyłam się z rzeczywistością, z różnicami kulturowymi, z którymi właściwie zderzam się i do dziś, jednak nie wiem, czy określiłabym to szokiem kulturowym, bo byłam świadoma wielu rozbieżności.

Myślę, że wśród części ludzi istnieje przeświadczenie, że prawdziwy szok, prawdziwe ogromne różnice spotkać możemy poza granicami Europy. Europa to pikuś – inny język, parę własnych tradycji, często ta sama religia. Na miejscu okazuje się jednak, że nawet bezpośrednio sąsiadujący z nami kraj jest zupełnie inny. Co robić? Jak sobie z tym poradzić?

Przede wszystkim nie skupiać się obsesyjnie na tych różnicach, bo one były, są i będą. Założę się również, że jako istota rozumna byłeś świadomy tego, że inny kraj oznacza inną kulturę. Kulturę, którą ostatecznie, jako gość musisz zaakceptować, a szczególnie szanować. Pamiętaj też, że to jak się czujesz, jest zupełnie naturalne. Nagle znalazłeś się w miejscu, w którym ludzie nadają na innych falach. Nie łączy Was kultura, tradycja, język, historia. Masz prawo czuć się zagubiony. Masz prawo odczuwać strach i chęć ucieczki, powrotu. Adaptacja to proces, nierzadko dość długi proces. Napisałam wyżej, że w moim przypadku przystosowanie do nowej rzeczywistości było łatwiejsze. Nie znaczy to jednak, że nie zmagałam się z trudami emigracji, z adaptacją samą w sobie. Jasne, że tak. Mimo miłości, którą darzę Hiszpanię, nie raz przyprawiła mnie ona o stres, nerwy, a nawet łzy. Bywało tak, że czułam się obco, nie rozumiałam pewnych spraw. Ale nigdy nie pozwoliłam, aby te uczucia mną owładnęły. Gorszy dzień – jasne, kto się nie utożsami? Gorszy każdy dzień? Coś jest nie tak.

Na pewno nie każdy ma możliwość poznania dobrze kraju, który wybrał na nowy dom przed faktyczną przeprowadzką. Bywa i tak. Polecam jednak literaturę, blogi, vlogi, rozmowy… Czerpanie informacji z wszelkich możliwych źródeł tak, aby poznać to miejsce, jeśli nie osobiście, to chociaż z drugiej ręki. Na pewno na podstawie znalezionych ciekawostek i opowieści, będziemy mogli stworzyć w głowie pewien obraz danego kraju i zastanowić się, czy owa kultura i tradycje nam odpowiadają.

Czasami nawet najdorbniejsze szczegóły mogą nam przeszkadzać. Hiszpania różni się od Polski naprawdę pod względem wielu aspektów. Okazuje się, że urlop macierzyński to zaledwie cztery miesiące. Że szkoła zaczyna się w wieku 3 lat, a wybór placówki niekoniecznie zależy od Ciebie. Że w Katalonii językiem urzędowym jest język kataloński, a w Kraju Basków euskera, więc radość ze znajomości hiszpańskiego automatycznie maleje. Że wiele zakładów wciąż pracuje w trybie turno partido i zamiast o 17, w domu jesteś o 20, a 3 godziny przerwy spędzasz kręcąc się po mieście, bo do domu za daleko. Że ci Hiszpanie również bywają chamscy i wulgarni. Że nikt nie traktuje Cię ulgowo, bo “nie jestem stąd”.

Po przybyciu absolutnie nie odrzucajmy tubylców. Wręcz odwrotnie! Nie przejmuj się słabszym poziomem języka, różnicami, które się pojawią. Integruj się, poznawaj mieszkańców tak, aby móc ich zrozumieć. Zrozumieć ich mentalność, historię, przyzwyczajenia. I najważniejsze: NIE OCENIAJ. Zapewne również niejedna tradycja polska wywoła szok u obcokrajowca. Na tym właśnie polega nasza rożnorodność. Dyskutuj, rozmawiaj, nie zgadzaj się, ale nie krytykuj czegoś tylko dlatego, że jest inne od tego, co znasz.

Co robię ja, gdy przytłacza mnie emigracja? Gdy tęsknię i myślę, że to nie dla mnie? To banalne, ale skupiam się wtedy na pozytywach. Wymieniam te aspekty, które mi się podobają, które doceniam, które brałam pod uwagę, gdy lata temu decydowałam się na opuszczenie ojczyzny. Mnie to pomaga.

Daj sobie czas, ALE bądź świadom, że emigracja nie jest dla każdego. I nic nie szkodzi. Spróbowałeś, przeżyłeś swoje, nabrałeś doświadczenia i zdałeś sobie sprawę, że to nie Twoje miejsce na ziemi.

Tak jak napisałam na początku artykułu. Myślę, że nie ma tutaj złotego środka. Ja mogę radzić, podzielić się swoimi wskazówkami, wysłuchać w gorszy dzień, ale jeśli uczucie wyobcowania, uciążliwej tęsknoty, zmęczenia, wyczerpania, braku nadziei towarzyszy Ci przez miesiące, czy nawet lata… Chyba czas zadać sobie pytanie: Czy to naprawdę to, czego chcę? I odpowiedzieć na nie szczerze i w zgodzie z własnym sobą.

Udostępnij